librus |
Wysłany: Wto 16:41, 20 Kwi 2010 Temat postu: |
|
Wydaje się, że bezpośrednią przyczyną katastrofy pod Smoleńskiej był błąd pilota. Na ten błąd pilota nałożył się właściwie można powiedzieć drugi ważny czynnik, to jest fatalne warunki atmosferyczne, które spowodowały, że podchodząc do lądowania pilot podjął nadmierne ryzyko co do tego, jak dalece może zejść nad ziemię - mówił w programie "Gość Radia Zet" gen. Gromosław Czempiński, były szef UOP, pilot.
Monika Olejnik: : A gościem Radia ZET jest gen. Gromosław Czempiński, były szef UOP, pilot.
Gromosław Czempiński: : Dzień dobry.
Monika Olejnik: : Panie generalne, jak to jest możliwe, że niektórzy przylecieli na pogrzeb prezydenta, jego małżonki, a niektórym się nie udało, prezydent Saakaszwili podróżował z USA do Portugalii, stamtąd do Włoch, do Turcji, do Bułgarii, a później do Rumunii i dotarł.
Gromosław Czempiński: : Tak, bo jak się bardzo chciało można było ominąć tą chmurę pyłu wydłużając ogromnie drogę podróży i w końcowym etapie wiedząc o tym, że Polska jest bardzo zanieczyszczona, znaczy niebo nad Polską jest bardzo zanieczyszczone, stosując dolot na dużo niższej wysokości niż zwykle odrzutowce latają, które latają między 10 a 12 tysięcy, a dolot można było wykonać powiedzmy między 5 a 8 tysięcy.
Monika Olejnik: : A dolot można było dokonać, jakim samolotem.
Gromosław Czempiński: : Można było także dokonać odrzutowym. Oczywiście dolot odrzutowym samolotem jest niewspółmiernie trudniejszy, większe ryzyko jest, że silniki się szybciej zatkają aniżeli turbośmigłowym, turbośmigłowym byłyby bardzo bezpieczne loty. Ale też do określonej wysokości, powiedzmy 4, 5 tysięcy metrów. Zresztą turbośmigłowe latają do 6 tysięcy metrów.
Monika Olejnik: : Czyli prezydent Francji mógł wsiąść w samolot wojskowy i dolecieć.
Gromosław Czempiński: : Tak, w samolotach wojskowych można było dolecieć. Oczywiście są to samoloty wolniejsze, bardziej skomplikowana pewno procedura załatwienia tras przelotowych, bo ona bądź musiałaby być bardziej kręta, nie na wprost, więc na pewno byłoby to skomplikowane, ale nie niemożliwe. Myślę, że jednak w wypadku wielu głów państwa zdecydowały, powiedziałbym służby wewnętrzne, które uznały, że jest to jednak skomplikowany manewr i duże ryzyko stąd podjęły pewną sugestię żeby głowy tych państw nie leciały.
Monika Olejnik: : Czyli...
Gromosław Czempiński: : Ale nie było to niemożliwe.
Monika Olejnik: : Ale było to niebezpieczne i bohaterem jest prezydent Saakaszwili, który dokonał takiego manewru.
Gromosław Czempiński: : Tak, tak, no można powiedzieć przeleciał także, wschodnia część Europy była w miarę bezpieczna, ale Polska już nie, chociaż wiemy, że Rzeszów, lotnisko w Rzeszowie było cały czas otwarte, prezydent Rosji Miedwiediew, który przyleciał odrzutowcem.
Monika Olejnik: : A odrzutowcem było bezpiecznie, czy nie.
Gromosław Czempiński: : No odrzutowcem powiedziałem, że dolatując, czyli ostatnie 300 kilometrów na przykład można było lecieć na niższej wysokości, czyli wtedy jest tylko większe zużycie paliwa, leci się wolniej, ale jest to w miarę bezpieczne.
Monika Olejnik: : A czy trzeba być bardziej doświadczonym pilotem latając w takich warunkach?
Gromosław Czempiński: : Znaczy trzeba mieć wyobraźnię co do tego, jak dalece możemy się zbliżyć do tego dymu, tego zanieczyszczenia i trzeba mieć dobrze opanowaną teorię żeby ta wyobraźnia pomogła w uzmysłowieniu sobie, jak dalece ryzykowny to jest lot, czyli jak daleko powinienem lecieć od tego strumienia pyłów. Bezpieczeństwu tu, powiedziałbym, pilotów zależy głównie w tym zakresie od informacji służb meteorologicznych oraz wież kontroli, znaczy nie wież kontroli, tylko obszarów kontroli, czyli one mówią o przemieszczaniu się tej masy pyłu na różnych wysokościach i taką informację dostarczają pilotom.
Monika Olejnik: : No właśnie, jakie jest teraz wyjście z sytuacji, przestrzeń powietrzna nad Polską jest zamknięta, uziemione jest pół świata.
Gromosław Czempiński: : No, muszę powiedzieć, że jeśli chodzi o tą Safety Air Navigation organizację, międzynarodową, która sprawuje kontrolę od dłuższego czasu nad niebem w Europie, te standardy są zaostrzane. I to jest powodem, że na wszelki wypadek wyłącza się obszary z lotów, co powoduje niewyobrażalne straty dla linii lotniczych, a tym samym dla gospodarki, bo pamiętajmy o tym, że linia ponosi straty, bo przewozi pasażerów, a przewozi nie tylko pasażerów turystycznych, a przewozi także biznesowych, stąd jest to ogromny problem. Pamiętajmy o tym, że w warunkach Europy oczywiście można próbować przemieszczać się innymi środkami lokomocji, ale jak wiemy dzisiaj ta pozostała komunikacja zatkała się z powodu tych zastojów na lotniskach, są to ogromne straty i w trudnym okresie, po kryzysie światowym dla wielu linii będzie to śmiertelny cios.
Monika Olejnik: : Generał Gromosław Czempiński jest gościem Radia ZET, cały czas zastanawiamy się, jaka była przyczyna katastrofy TU-154, w której zginęło 96 osób, są informacje, że pilot mógł nie zauważyć wąwozu, ale ten pilot latał do Smoleńska.
Gromosław Czempiński: : Może zacznę od początku, wydaje się, że bezpośrednią przyczyną tej katastrofy był błąd pilota. Na ten błąd pilota nałożył się właściwie można powiedzieć drugi ważny czynnik, to jest fatalne warunki atmosferyczne, które powodują, że podchodząc do lądowania podejmuje nadmierne ryzyko co do tego, jak dalece mogę zejść nad ziemię, by podjąć decyzję czy będę lądować, czy nie będę lądować.
W warunkach takiego lotniska, jak jest w Smoleński, czyli lotniska wojskowego niewyposażone w ILS, wiele lotnisk jest ciągle bez wyposażenia ILS taka decyzja powinna być podjęta na wysokości maksymalnie, najniżej, powiedzmy gdzieś 80 metrów, zwykle to jest sto metrów. Dzisiaj możemy się tylko zastanawiać, sądzę, że wyjaśnią to komisje wspólne, które działają, komisje badania wypadków lotniczych, jak to się stało, że pilot się znalazł tak nisko, tak daleko od lotniska. I pamiętajmy o tym, że zauważenie na przykład różnicy poziomów 60 metrów, jak mówią mogło to być w okolicach Smoleńska jest wyjątkowo trudne. Jest to niewielka różnica, co innego, jeżeli mamy do czynienia z górą 60 metrową, a co innego, jeżeli mamy z pagórkowatym terenem, jest to wtedy trudno i oczywiście można powiedzieć, że rzeczywiście odczyt wysokości mierzy, których jest kilka, minimum dwa, najprawdopodobniej trzy mógł wskazywać różnice w tych wysokościach, tyle tylko, że niezrozumiałym jest, jak to się stało, że pilot zorientował się przykładowo, jeżeli to prawda jest, że ten wąwóz aż taką różnicę robił, że jest jeszcze w określonej odległości od lotniska, a tu pokazuje mu, że ni stąd, ni zowąd nabiera wysokości. Pamiętajmy o tym, że on lecąc w tak trudnych warunkach, lądując na niestety nienajlepszym lotnisku, stosunkowo krótkim pasie był w pewnym stresie i chciał podejść maksymalnie nisko, jeśli tak mogę powiedzieć do tego lotniska, licząc na to, że być może mu się ukaże ziemia, że pewną panikę mogło spowodować to, że raptem wysokościomierze zaczęły mu wskazywać, że ma znacznie wyższą wysokość. Pamiętajmy, że każdy z nas, lecąc gdziekolwiek studiuje dobrze lotnisko, ale w takim terenie przykładowo, jak się wydaje, że jest płaskim terenem człowiek nie dostrzega tych różnic typu 60, 70 metrów, chociaż z mapy to mogło wynikać.
PS.Wcześniej, na 2-3 dni przed właściwym lotem z prezydentem , załoga wykonała lot próbny na to lotnisko, w celu rozpoznania terenu dla tych którzy lecieli tam po raz pierwszy, i w celu przypomnienia sobie terenu dla tych co juz tam byli. Wiedzieli że są tam te drzewa, ten las i wąwóz.
http://www.voila.pl/414/4ahhq
Tak wygląda stosunkowo krótki pas ( dla porównania z boku o wiele wiekszy samolot ił-76 a pas ma 2,5 km długości i jest szerszy niż zazwyczaj):
http://www.voila.pl/019/1x359
Terrain Awareness and Warning System (TAWS) - zawiera skomputeryzowane mapy świata i ostrzega pilotów za każdym razem, gdy za bardzo zbliżą się do szczytu, wieży radiowej lub innej przeszkody - a także w przypadku zbyt małej odległości do ziemi. To bowiem właśnie kłopoty przy lądowaniu są najczęstszą przyczyną wypadków samolotowych. Od 2005 r. urządzenia TAWS są obowiązkowo montowane we wszystkich nowo wyprodukowanych samolotach linii komercyjnych. Jeśli samolot jest na zbyt małej wysokości, TAWS reaguje głośnym sygnałem dźwiękowym. Dzięki temu doprowadzono do
całkowitego wyeliminowania katastrof lotniczych przy lądowaniu. Wystarczy powiedzieć, że od końca lat 90., gdy zaczęto montować TAWS w starych i nowych maszynach, ŻADEN samolot z tym systemem nie uległ katastrofie. Żaden - do 10 kwietnia 2010 r.
Monika Olejnik: : Dobrze, kontrolerzy mu odradzali, powiedzieli, że lepiej by było gdyby wylądował w Mińsku.
Gromosław Czempiński: : Tak, no to wtedy można powiedzieć, że jest to decyzja pilota czy ląduje, czy nie ląduje, bo gdyby kontrolerzy na przykład powiedzieli lotnisko jest zamknięte ma sytuację rozwiązaną, gdy na przykład mówią, że minima lotniska są przekroczone i w związku z tym lotnisko nie przyjmuje samolotów, bo się mówi wtedy, że nie przyjmuje samolotów, ostateczna decyzja należy do kapitana. I kapitan w takim wypadku szczególnie, mając tego typu ludzi na pokładzie, podejmuje próbę lądowania, ale zachowując procedury. Proszę mi wybaczyć, że mówimy, że można pewne ryzyka robić, ale zachowując procedury, a ta procedura polega na tym, że dolatuje się do pewnej odległości od lotniska na określonej wysokości, jeżeli ciągle nie widzę ziemi mówię przerywam lądowanie i odchodzę z tego lotniska.
Monika Olejnik: : Czy pilot musiał być tak zdeterminowany, że wiedział, że musi wylądować, bo jest ważna uroczystość, jest trudno, jest mgła, ale sądził, że mu się uda, bo miał propozycję wylądowania w Mińsku, albo w Moskwie?
Gromosław Czempiński: : Znaczy, głównym zadaniem dowódcy statku powietrznego jest bezpieczne posadzenie samolotu i osób znajdujących się na pokładzie i to jest naczelna dyrektywa, jeśli tak mogę powiedzieć, w tym zakresie wszyscy jesteśmy szkoleni bezpieczeństwo, bezpieczeństwo, jeszcze raz bezpieczeństwo. Pamiętając o tym kogo ma się na pokładzie, pamiętając o tym, co pani mówiła o okolicznościach oczywiście można podjąć ryzyko polegające na tym, że schodzę do określonej wysokości. Wiedząc o tym, że w ILS czy w podchodzeniu bardzo precyzyjnym schodzi się najczęściej, gdy się podejmuje tą decyzję między 30 a 60 kilometrów, mniej więcej półtora kilometra przed pasem, czyli pilot zapewne próbował podejść na tą właśnie odległość mniej więcej półtora kilometra, na wysokości powiedzmy takiej, jak się robi przy ILS, może myślał o 60 metrach, bo skoro nie ma ILS, 60 metrów to jest absolutne minimum, co musiałoby być nad lotniskiem by sprawdzić, czy zobaczy ziemię. Nie zobaczy, chciałby odejść.
Monika Olejnik: : A z jakiej odległości mógł zobaczyć drzewa, bo zahaczył o drzewa.
Gromosław Czempiński: : Niestety pamiętajmy o tym, że jeżeli widzialność tam była rzędu 400 metrów mniej więcej, lecąc z prędkością około 280 kilometrów na godzinę to powiedziałbym ta widzialność teoretycznie nawet, z punktu widzenia pilota ona jest praktycznie zero. Czy on je zobaczył, powiedzmy może sekundę przed uderzeniem, bo niestety tak się szybko przemieszcza, czyli on zobaczył je bardzo późno. Pierwsze uderzenie, które było, bo wiemy, że ściął wcześniej drzewa powinno mu dać do myślenia, powinien od razu przyśpieszyć, ale pamiętajmy o tym, że odległości
PS.Samolot Tu 154 m podchodzi do lądowania z minimalną prędkością 240km/h ( dane techniczne mówią o 235km/h ) co znaczy, że pokonuje 4km w ciągu minuty, a dokładnie 66,70m w ciągu 1 sekundy ( przy widzialności 400m pilot ma aż 6s na podjęcie decyzji - jak widać Pan Generał wykształcony czlowiek, a nie umie dokładnie policzyć ). Praktycznie 200m widoczności przy prawidłowo działających przyrządach pozwala mu nawet wylądować we mgle.Pilot opadając z prędkością 3m/s ( a nawet jak podają z 5m/s ) na wysokości 30m - 40m już widział ziemię i wysunął podwozie aby wylądować i to jest jedyny powód dlaczego do tej wysokości przyziemniał maszynę.
Monika Olejnik: : Mogło wytrącić też maszynę, prawda.
Gromosław Czempiński: : Tak, z równowagi, ale pamiętajmy też o tym, no chociaż to jest ogromny ciężar, ale te uderzenia powinny na tyle zaniepokoić, że powinien natychmiast próbować pójść do góry i pewno tak próbował, tylko pamiętajmy, to przemieszczanie jest bardzo szybkie.
http://www.voila.pl/344/1zrn0
Monika Olejnik: : No i próbował no i samolot się odwrócił.
Gromosław Czempiński: : Nie, nie, nie odwrócił się.
Monika Olejnik: : Znaczy nie odwrócił się, tylko...
Gromosław Czempiński: : Bo samolot uderzył w kolejne drzewo, tym razem mocniejsze, które spowodowało utratę jednej trzeciej, czy powiedzmy jednej czwartej skrzydła, nie ma znaczenia, ale to spowodowało, że samolot wtedy zahaczając zaczął się obracać w stronę łamanego skrzydła i zaczął się przewracać na plecy. To jest niestety manewr przy utracie skrzydła właśnie tak najczęściej bywa.
Monika Olejnik: : A czy można powiedzieć, że błąd popełnili kontrolerzy nie mówiąc – nie wolno lądować.
Gromosław Czempiński: : Pamiętajmy o jeszcze jednej rzeczy, że to nie jest tak prosto jednoznacznie, wiedząc, kto jest na pokładzie powiedzieć nie, wiedząc o tym, że tak czy tak ostatnia decyzja należy do kapitana. Mówi się tylko, że przykładowo – nie ma minimum lotniska, a minimum to pewno w tych warunkach było sto metrów, podstawa chmury widzialność pewno w granicach powiedzmy tysiąca metrów, ale z komunikatu na przykład ocenić, że postawa chmur jest, czy ta mgła jest na wysokości 40, 50 metrów, czyli można by powiedzieć, że nie jest całe lotnisko pokryte we mgle, ale po prostu ta podstawa chmur jest tak niska i to było pewno tym elementem marginesu, kiedy ci kontrolerzy wiedzą, że wielu pilotów uważając, że jeżeli chociaż jest troszeczkę nad ziemią te chmury to się da wylądować, oczywiście jak podchodzi się ma się ogromne, dobrze wyposażoną maszynę i ogromne kwalifikacje, czyli jest się świetnie wyszkolonym człowiekiem. Ale pamiętajmy jeszcze o tym, że tym ludziom z ziemi nie zawsze jest łatwo nakazywać, a najprostsze, co powinno być – lotnisko jest zamknięte, bo to wtedy kończy temat.
PS.Czemu w pewnym momencie pilot znalazł się 8-10 m nad ziemią - obniżał wysokość z wysuniętym podwoziem czy rozpoczął lądowanie ?
http://www.voila.pl/344/1zrn0
Monika Olejnik: : Powinni zamknąć lotnisko.
Gromosław Czempiński: : Tak, znaczy pamiętajmy o tym, że godzinę wcześniej lądował samolot, potem ktoś próbował lądować, godzinę po katastrofie znowu można było lądować, więc można powiedzieć wystarczyłoby na przykład odczekać, zresztą z tych różnych takich przecieków prasowych, które dostajemy wynikałoby, że samolot był w strefie oczekiwania, czyli często, jeżeli wiemy, że była dobra pogoda, sam leciałem w dobrej pogodzie, bo mgła jest zwykle do jakiegoś tam pułapu, czy leciałem przy transparentnym niebie, to mogę powiedzieć – wydaje mi się, że poczekam chwilę, że często się robią luki w tej mgle i spróbuję. Oczywiście próbuje się tylko raz, czyli pamiętając kogo się ma na pokładzie piloci pewno mówili spróbujemy, to nie oznacza, że byli zdeterminowani żeby wylądować, spróbujemy. To spróbowanie powinno polegać, jak powiedziałem już, tak jak często my robimy w lotnictwie, dobrze przekraczamy pewne minima, ale idę do pewnej wysokości.
Monika Olejnik: : Dobrze, ale czy według pana pilot jest kapitanem statku i nawet gdyby ktoś wszedł i powiedział lądować, on powinien posłuchać, czy nie.
Gromosław Czempiński: : Nie, nie.
Monika Olejnik: : Czy wyobraża pan sobie, że ktoś by wszedł do kokpitu i wydał taki rozkaz.
Gromosław Czempiński: : Nie wyobrażam sobie. Pamiętajmy o tym oczywiście, że na pokładzie był gen. Błasik, czyli dowódca sił powietrznych, ale...
Monika Olejnik: : Szef BBN był, prezydent był...
Gromosław Czempiński: : Ale to, to nie ma znaczenia, dla niego tutaj główną osobą, która jest to był gen. Błasik, pamiętajmy oczywiście, że gen. Błasik na pewno poinformował pana prezydenta, że są trudne warunki, ale przykładowo, bo pilot musiał go o tym poinformować, bo to jest niewyobrażalne żeby o tym nie powiedzieć, powiedział będą pewne, na przykład opóźnienie, bo są trudne warunki, badamy i na pewno gen. Błasik poinformował o tym prezydenta. Ale prezydent to jest niemożliwe żeby powiedział Błasikowi, nakazał cokolwiek wiedząc, że to jest tak doświadczony człowiek.
Monika Olejnik: : Ale pamięta pan sytuację z Tbilisi, kiedy oskarżono pilota, kapitana statku o tchórzostwo.
Gromosław Czempiński: : Pamiętam, niestety pamiętam, o tchórzostwo, tak. I sądzę, że gen. Błasik tylko powiedział, znaczy zaakceptował próbę podejścia, bo pilot nawet nie powiedział, nie czekał, bo to jest niewyobrażalne dla mnie, że czekał na komendę swojego dowódcy tak się nie postępuje. Tylko mówi – są trudne warunki, ale spróbujemy.
Monika Olejnik: : A wczoraj Wiadomości, czy przedwczoraj Wiadomości pokazywały pas startowy i mówiły o tym, że wykręcano żarówki, że były niedobre żarówki.
Gromosław Czempiński: : Słyszałem o tym, do mnie dzwoniło wielu dziennikarzy, chciałem ich wszystkich uspokoić – proszę państwa, żarówki nie miały z tym nic wspólnego, samolot był dobrze wyposażony.
Monika Olejnik: : Nie, nie, żarówki na pasie startowym, że wykręcano żarówki na pasie startowym.
Gromosław Czempiński: : No, ale nie rozumiem, po co miałby wykręcać, to jest naprawdę jakaś teoria spiskowa, która mnie niepokoi.
PS.Słusznie - bo nas również niepokoi...
http://www.voila.pl/149/p4cjj
Monika Olejnik: : Nie, dlatego że te żarówki były niedobre, uszkodzone, nie działały, w związku z tym wkręcono nowe żarówki.
Gromosław Czempiński: : Nie wiem, no to jest jakaś kolejna plotka, nie wiem na ile potwierdzona faktami.
Monika Olejnik: : Czy przez taką mgłę pilot widzi żarówki, widzi światło?
Gromosław Czempiński: : Żarówki się, tak jak zresztą pamiętajmy, kiedy jesteśmy na drodze, kiedy je można zobaczyć, w bezpośredniej styczności, 20, 30 metrów przed, więc one naprawdę nie miały wielkiego wpływu. Na to czy one się wszystkie paliły, czy nie wszystkie, pamiętajmy o tym, że tych żarówek jest ogromna ilość oznaczające pas startowy.
PS.Pomogły czy nie - dobrze,że chociaż paliki nie do końca przegniłe i powiązane miedzy sobą drutem...
http://www.voila.pl/343/xegn2
Monika Olejnik: : Pas startowy i lądowania.
Gromosław Czempiński: : I główna, dociekanie moim zdaniem komisji będzie dlaczego pilot znalazł się na tak niskiej wysokości, stosunkowo daleko, bo pamiętajmy, że półtora kilometra to jest daleko od lotniska, bo we wszystkich dokumentach opisujących każde lotnisko ta odległość przed podjęciem decyzji lądujemy lub nie jest mniej więcej między tysiąc dwieście, tysiąc pięćset metrów, ale tam ciągle jeszcze mamy w zależności od tego, jakie to jest podejście albo sto metrów, albo 60, albo 30 jeżeli mamy ILS, którego nie było.
Monika Olejnik: : A ten ILS można rozstawić na lotnisku, bo też słyszałam o tym, że jak przylatywał Putin to rozstawiano mu ILS.
Gromosław Czempiński: : Znaczy zapewne są jakieś mobilne tego typu systemy, ale w zasadzie i oczywiście ILS jest zawsze tym bardzo bezpiecznym podejściem, ale NDB jest wystarczającym, system NDB, czyli radiolatarni jest wystarczającym co do tego żeby podejść na tyle nisko żeby ocenić czy będę mógł lądować czy nie.
Monika Olejnik: : A co pan sądzi o wzięciu na pokład tylu generałów, całe dowództwo.
Gromosław Czempiński: : To jest osobny temat, bo pamiętajmy o tym, że tak jak pan minister Klich nie najzręczniej powiedział, że w wojsku są opracowane procedury, i że chętnie odstąpimy je cywilom i to jest po prostu co najmniej niezręczna wypowiedź, bo pamiętajmy o tym, że te procedury dotyczyły jednego rodzaju sił zbrojnych, czyli one dotyczyły przykładowo dowódców i zastępców jednego rodzaju sił zbrojnych, że nie mogą być wraz z dowódcą zastępcy, czyli za każdym razem patrzymy, jakiego rodzaju rangą jest człowiek, żeby jego zastępca bezpośrednio nie leciał. Natomiast zabrakło tu wszystkim wyobraźni, co do tego, czy wszyscy dowódcy powinni się znaleźć, czyli można powiedzieć każdy z dowódców znalazł się zgodnie z procedurą, bo jego zastępca został w kraju, ale na kraju kierownictwo resortu, myślę, że tutaj głównie myślimy o ministrze Klichu nie zorientował się, że jest to pewna nieprawidłowość żebyśmy wszystkich wysyłali na jednym samolocie. Pamiętajmy, że...
Monika Olejnik: : Czyli popełnił błąd minister Klich pozwalając generałom.
Gromosław Czempiński: : Znaczy, co najmniej niefrasobliwość tak bym powiedział, skoro była prośba pana prezydenta żeby ci ludzie znaleźli się na jego pokładzie, żeby znaleźli się w Smoleńsku to patrząc na listę, jeżeli – bo proceduralnie, w procedurach nie było tego, patrząc na listę powinien się człowiek zastanowić, Boże wysyłam tylu ludzi jednym samolotem, naturalny powinien być odruch, że co najmniej dwa samoloty, najprościej trzy żeby samoloty zostały wysłane. I tak między nami mówiąc pamiętajmy, że procedury co do tego kto lata rządowym samolotem to z jednej strony w kancelarii premiera się ustala prawda, a w drugiej oczywiście w ministerstwie obrony narodowej, bo latamy samolotami rządowymi i tutaj powinna być wzajemna konsultacja. Tutaj miejsce, do którego leciano, osoby, prezydent, który się znajdował na pokładzie spowodowały, że jakby powiedzieć ni stąd ni zowąd jakieś zaciemnienie tych wszystkich ludzi, przepraszam, że nikt nie zwrócił uwagę że ta lista jest nie do zaakceptowania. Jeśli popatrzymy jak to się odbywa w krajach zachodnich, przecież popatrzmy, że po tym wydarzeniu, tragicznym wydarzeniu wiele krajów zweryfikowało swoje procedury, gdyż przedtem nikt się nie zastanawiał nad aż takim niebezpieczeństwem, za każdym razem zastanawiano się tylko, czy jeżeli jest jakaś osoba na pokładzie czy może być jej zastępca.
Monika Olejnik: : Ale też ten lot w ostatniej chwili, czy uważa pan, że to było rozsądne, bo jednak to było tak tuż, tuż żeby wylądować przed uroczystościami, czy nie jest za późno samolot wyleciał.
Gromosław Czempiński: : Tak, tak, co do tego dzisiaj patrząc można powiedzieć nie ma wątpliwości, natomiast pamiętajmy o tym, że koordynacją czasową zapewne zajmował się MSZ wspólnie z kancelarią prezydenta i służbami oczywiście odpowiednimi służbami po drugiej stronie. Zawsze się robi zapas, zawsze się robi rezerwę czasową na niespodziewane okoliczności, tą niespodziewaną okolicznością w tym wypadku była pogoda. Kolejna rzecz, można powiedzieć, jeżeli pogoda byłaby przeszkodą powinien być tak zwany plan awaryjny mówiąc o tym, że uroczystości przesuwamy o godzinę, czy dwie, tym bardziej, że głównymi uczestnikami tej uroczystości miała być strona polska. Zwykle jest cały szereg zbiegów okoliczności, które sobie uzmysławiamy po czasie, zastanawiając się, jak niefrasobliwie często podchodzimy do przygotowania tego typu wizyt.
Monika Olejnik: : Generał Gromosław Czempiński był gościem Radia ZET, dziękuje Monika Olejnik.
Gromosław Czempiński: : Dziękuję.
|
|